Tak. Narodził się dla wszystkich ludzi. Tak. Miał do wykonania plan.
Lecz czy te fakty stanowią podstawę tych świąt? Spójrzcie jak wzrasta ważność Wigilii, czyli "dnia przed" oraz Mikołaja, prezentów odpowiedniej ilości czy jakości potraw. Przejrzyjcie ten wątek i sprawdźcie ile osób napisało coś w rodzaju "Świetuję Boże Narodzenie, bo kiedyś Jezus narodził się, aby mnie zbawić. Świętuję, bo ja się potem mogłem (mogłam) narodzić na nowo". Rozmawiamy o pielęgnowaniu tego, co robili nasi dziadkowie czy pradziadkowie. Rozmawiamy o rodzinych charakterze świąt. A czy ktoś z Was przy okazji Świąt podzielił się z innymi dobrą nowiną? Czy ktoś podszedł nawet i xo kogoś z rodziny mówiac mu: "Świętuję, bo Jezus na prawdę żyje w moim życiu. Choć powiem ci jak to jest być z Jezusem na co dzień".
Cieszę się jeśli ktoś z Was faktycznie przeżywa te święta. Nie krytykuję formy. Krytykuję przerost formy nad treścią. Martwi mnie to, że chrześcijanie tak łatwo przechodzą nad tym do porządku codziennego. Naszą misją jest głoszenie Ewagelii, czyli dobrej nowiny a nie przywiązywanie się do tego jak dobrać choinkę. Kto chce niech ją ma, kto nie - też dobrze a dopiero, gdy ma pewność zbawienia.
Smuci mnie to, że niektórym pozwalamy żyć w mylnym przekonaniu, że świątując stają się częścią Bożego królestwa a tak naprawdę są daleko od niego. To jest święto chrześcijan a reszcie powinniśmy opowiadać o jubilacie, aby mogli cieszyć sie z nami a nie uczyć czego symbolem są siano, bombki, choinka, kolędnicy.
Dziwi mnie to, że niechrześcijanie chcą świętować. Przecież mogą wymyślić własne święta jesli nie jest dla nich ważny Jezus Chrystus.