Na pasach- z Zebrą bezpiecznieKategorie: Zainteresowania Liczba wpisów: 10, liczba wizyt: 19431 |
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 11-07-2011 20:03
Przejścia dla pieszych to najbardziej niebezpieczne miejsca na polskich drogach. Skupmy się dziś na tych małych skrawkach drogi dopuszczających ruch pieszych. Miejscach, gdzie kierowcy zwracają tak niewiele uwagi na niezmotoryzowanych uczestników ruchu. Pieszych, którzy często tam nadinterpretują swoje prawa, zamiast jeszcze bardziej wzmóc swoją czujność.
Opisując wam wypadek na ul. Pułkowej powinienem dokończyć historię tego tragicznego przejścia, gdyż miała ono swój ciąg dalszy i smutną puentę. Na pewno wielu z was zwróciło uwagę przejeżdżając tamtędy, że tego przejścia już nie ma. Zostało zlikwidowane. Otóż kilka tygodni później, po tym strasznym wypadku z udziałem dzieci, na nocnym dyżurze zostałem znowu skierowany w to fatalne miejsce do potrącenia kobiety ze skutkiem śmiertelnym. Pomyślałem, że jakieś fatum ciąży nad tym miejscem, ale co, zrobić taka praca. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej kobieta nie przeżyła. Lecz najbardziej zaskoczony byłem informacją, która dotarła do mnie później. Dowiedziałem się że ta osoba była bardzo mocno zaangażowana w poprawę bezpieczeństwa pieszych, mieszkających przy tak ruchliwej trasie jaką jest wylotówka na Gdańsk. Podobno za punkt honoru postawiła sobie, że znane nam tak niebezpieczne przejście zamknie i przeniesie lub co najmniej wyposaży w sygnalizację świetlną. Dopiero własną śmiercią doprowadziła swoje dzieło do końca, zginęła idąc wieczorem do przyjaciół na kolację, przechodząc na drugą stronę trasy. Przejeżdżając tam nieraz widzicie kwiaty czy znicze, lecz nawet nie przypuszczacie, jak wiele nieszczęść i cierpienia wiąże się z tym małym skrawkiem drogi. Jednak nie tylko na tym przejściu dochodziło lub dochodzi do potrąceń pieszych. Myślę, że na około 80% przejść w Warszawie, nie ważne czy wyposażonych w sygnalizacje świetlną czy nie, doszło do jakiegoś wypadku. Zadajecie sobie więc pytanie, dlaczego do nich dochodzi? Odpowiem, że przyczyn jest wiele, dlatego wszystkie wypadki są przez nas traktowany wyjątkowo i nie szablonowo, gdyż każdy z nich ma swoją dozę ciekawej i niesamowitej indywidualności.
Zwróćmy dziś uwagę na jeden z ciekawych aspektów. Co robi kierowca z przednią szybą żeby uatrakcyjnić swój samochód? Otóż tyle, na ile pozwoli mu wyobraźnia. Widziałem np. maskotki przy lusterku wielkości ludzkiej głowy bujające się przed oczami i rozpraszające uwagę, GPS przyklejony na wprost oczu, żeby nie zgubić drogi (drogi nie zgubi ale czy ją widzi), firanki, zasłonki, ołtarzyki, figurki migające oczami i ruszające rękoma i nogami, lub nie odśnieżoną całkowicie w zimie przednią szybę z wyskrobaną tylko małą dziurką.
Co potrafimy robić przejeżdżając przez przejście dla pieszych? - otóż wszystko: czytać gazetę lub książkę, pisać na laptopie, oglądać telewizję, malować się szukając w między czasie perfum w torebce i patrząc w lusterko, o rozmowie przez telefon komórkowy czy ustawianiu radia już nawet nie wspominając. Zdarzył mi się nawet kierowca uprawiający sex w czasie jazdy, mimo spowodowania wypadku oświadczył, że było warto. Czasami myślę, że nasze samochody mają już wbudowane autopiloty, bo nie wiem jakim cudem wszyscy się jeszcze nie pozabijaliśmy, nie mówiąc o tych biednych pieszych rozganianych na przejściach.
Zawsze powtarzam swojej rodzinie czy znajomym - Co wam to da, gdy pukając do bram „św. Piotra” lub jeżdżąc na wózku inwalidzkim powiecie, że mieliście pierwszeństwo, życie i zdrowie macie tylko jedno. Wchodzą na przejście dla pieszych rozglądajmy się dokładnie, czy któryś z kierowców zbytnio się nie spieszy lub czy auto przypadkiem nie prowadzi się samo.
W tamtym roku na ul. Marynarskiej doszło do tragicznego potrącenia na przejściu dla pieszych. Nie będę wam opisywał grozy z jaką się tam zetknąłem, wystarczy, że wyobrazicie sobie kilkudziesięciotonowy dźwig samojezdny (czołg na kołach). Kobieta stała przed przejściem dla pieszych i czekała na zmianę sygnalizacji świetlnej. Po drugiej stronie jezdni znajdowała się jej praca. Może myślami była już w biurze, może starała się rozwiązać w myślach jakieś inny problem dnia codziennego. Wiem jedno, tego dnia zbytnio zaufała dewizie, że czerwone dla pojazdów znaczy stój, zielone dla pieszych znaczy idź. Wszyscy po wypadku byli wstrząśnięci, kierowca oniemiał, a my bardzo chcieliśmy dowiedzieć się, jak do tego doszło. I udało się, jeden z biurowców miał tak ustawioną kamer monitoringu, że dokładnie było zarejestrowane przejście dla pieszych w chwili wypadku i to, co się na nim stało. Na nagraniu widać stojące trzy osoby, po zmianie sygnalizacji świetlnej piesi ruszają, ale tyko dwoje z nich przezornie patrzy w lewo i natychmiast wraca na chodnik. Widzą bowiem że ogromny dźwig nie ma zamiaru się zatrzymać. Wspaniała kobieta, matka, żona, zaganiana jak wiele innych polskich kobiet nie spojrzała w lewo…ZGINEŁA. Pamiętajcie polskie drogi, polskie przejścia dla pieszych są bardzo zdradliwe. Pierwszeństwo to jedno - ostrożność to drugie.
Obiecałem wam pokrótce wyjaśniać, co policjanci robią na miejscu wypadku oprócz tego, że się nudzą i nic ni robią według waszego mniemania. Pamiętajmy, że po wypadku ze skutkiem śmiertelnym, dopóki na miejsce nie przyjedzie prokurator lub w inny sposób nie wyda dyspozycji, policjanci nie mogą nic usunąć z miejsca zdarzenia. To prokurator zatwierdza wszelkie postępowania na miejscu takiego wypadku.
Ponadto przeczytałem ostatnio artykuł w Internecie oraz dyskusję na jego temat o tym, jak każdy powinien ostrzegać się światłami o obecności policji, gdyż na pewno stoją gdzieś w krzakach dybiąc tylko na wasze ciężko zarobione pieniądze. Po pierwsze, przypomniałbym i zasugerował przeczytanie art. 29 z kodeksu Prawa o ruchu drogowym. Po drugie, każdemu z Was zadam pytanie i zadanie do rozwiązania ilu morderców, złodziei, bandytów, porywaczy czy pedofilów uprzedziliście w ten sposób i ułatwiliście im ucieczkę. Nigdy nie wiecie, w jakim celu stoją ci znienawidzeni przez Was stróże prawa. POZDRAWIAM.
asp. Piotr Szymański
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 26-06-2011 23:47
Przy dzisiejszym braku obowiązkowej edukacji komunikacyjnej w naszym kraju, narastający jej brak w szkole gasi Policja, niczym straż pożarna szalejący pożar. Staramy się swoją pracą pomóc jak największej ilości dzieci, by te codziennie bezpiecznie poruszały się po naszych drogach, uczulając je na grożące im tam niebezpieczeństwa. Niestety jest to kropla w morzu potrzeb i na pewno nieczęsto wasze dzieci stykały się na takimi spotkaniami. Łatwiej jest dzieciom spotkać policjanta w szkole w dużym mieście niż na peryferiach, gdyż nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich dzieci. Nie każde dziecko w związku z tym ma równe szanse prawidłowo zapoznać się z zasadami ruchu drogowego, choć gigantyczny wzrost ruchu pojazdów na polskich drogach powinien na nas wymusić, by nasze pociechy oswajały się z nim od najmłodszych lat. Według mnie i mojego doświadczenia wyniesionego z wieloletniej pracy w warszawskiej drogówce, powinniśmy zacząć od nauczania dzieci podstawowych zasad przepisów ruchu drogowego, kładąc nacisk na przepisy ułatwiające unikanie największych zagrożeń czyhających na nie w ich miejscu zamieszkania. W mieście powinniśmy położyć nacisk na prawidłowe przechodzenie przez jezdnię. Wskazywać miejsca do tego przeznaczone jak np. przejścia dla pieszych, przejścia podziemne czy kładki dla pieszych, czy też kategorycznie zabronione jak np. dwujezdniowe duże arterie drogowe. Za miastem powinniśmy uczyć dzieci podstaw poruszania się wzdłuż szos i w okolicach naszych dróg, gdyż tamtędy codziennie nasze dzieci przemieszczają się do szkoły. Powinniśmy wyposażać je również w odblaski przyczepione do ubrań i tornistrów, oraz sumiennie kontrolować ich posiadanie u dzieci, przypominając im o ich zaletach i potrzebie posiadania.
Przechodzenie czy, na domiar złego, przebieganie przez jezdnię na czerwonym świetle to najczęściej spotykane wykroczenie drogowe naszych dzieci. Szczęście jeśli nie kończy się to tragicznie, choć niestety często bywa inaczej. Sam jednak wielokrotnie widziałem dorosłych ciągnących za rękę swoje dzieci i przebiegających w miejscu zabronionym przez jezdnię, w takich miejscach, w których niejeden kaskader nie podjąłby się takiego ryzyka. Takim zachowaniem sami uczymy swoje dzieci łamania przepisów drogowych i po części doprowadzamy do późniejszych tragedii.
Jakież wielkie jednak było kiedyś moje zaskoczenie, gdy po zatrzymaniu takiej nierozsądnej mamy z dzieckiem, która wykonała zamierający krew w żyłach bieg pomiędzy samochodami, zamiast wysłuchać jakiegoś niedorzecznego wytłumaczenia od jej chyba siedmioletniej córki. Usłyszałem, iż ostrzegała mamę, że nie wolno tędy przechodzić i prosiła, żeby poszły do przejścia dla pieszych, ale mama jej nie posłuchała, bo spieszyła się do autobusu. Dowiedziałem się, że kilka dni wcześniej był u nich w klasie policjant, który uczył i opowiadał, jak poruszać się po drodze. Mamy więc przykład, że dzieci tego słuchały i zapamiętały. Wiem od swoich przyjaciół, którzy chodzą czasami na zaproszenie szkół na zajęcia uczące bezpieczeństwa na drodze, że są one tam bardzo popularne i potrafią zaciekawić nawet bardzo rozbrykaną klasę. Dzieci wiedząc, że tę wiedzę o przepisach ruchu drogowego mogą natychmiast wcielić w życie po wyjściu ze szkoły, pilniej się jej uczą i są z siebie dumne chwaląc się nią później przed rodzicami lub dziadkami.
Pamiętam, że w latach siedemdziesiątych, gdy uczyłem się w podstawówce, nauczono mnie, żebym zawsze podnosił rękę do góry, gdy przechodzę przez przejście dla pieszych. Każdy, kto ma prawo jazdy wie, że ręka w górze u policjanta oznacza sygnał uwaga. Uważam, że rączka w górze u dziecka na pewno wzmogłaby czujność każdego kierowcy i wydłużyła optycznie wzrost naszych maluchów, co spowodowałby, że byłyby bardziej widoczne na drodze. Myślę, że sami ucząc nasze dzieci takiego, choćby tak prostego, sygnału pomożemy im bezpieczniej pokonywać ulice naszych miast. Uważam, cytując jedno z polskich przysłów, że ,,Czego Jaś się za młodu nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”. Może więc w tych prostych słowach jest klucz do poprawy wspólnego bezpieczeństwa na naszych drogach?
asp. Piotr Szymański
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 20-06-2011 15:58
Czas się przywitać. Jesteśmy grupą ludzi głęboko zaangażowanych w budowanie odpowiedzialnego i rozsądnego systemu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Na swoim koncie mamy już zorganiozwoany "Marsz Zebry"- marsz po edukację dotyczącą BRD dla dzieci. Materiały, które oddajemy na tym blogu w Państwa ręce, są przygotowywane przez specjalistów. Zgadzamy się z nimi, między innymi z asp. Piotrem Szymańskim, że EDUKACJA JEST NAJWAŻNIEJSZA. Mamy nadzieję, że uda nam się zmienić ten niepokojący stan, przez który najabrdziej cierpią dzieci.
Pozdrawiamy
Organizatorzy Marszu Zebry
A teraz czas na głos Eksperta:
Zadajmy sobie pytanie, jak bardzo kochamy nasze dzieci? Swoje pociechy, skarby, oczka w głowie. Zawsze mówimy, że najbardziej na świecie kochamy nasze dzieci, że poświęcilibyśmy dla nich swoje życie. Czyżbym zadał więc pytanie retoryczne? Z mojego punktu widzenia (funkcjonariusza policji) nie i jeszcze raz nie. To co widziałem przez te wszystkie lata pracy na drodze, doprowadzało mnie do wściekłości, do szału, aż po załamanie nerwowe. Przyjrzyjmy się więc życiu naszych dzieci od początku funkcjonowania ich jako uczestników ruchu drogowego.
Pewnego razu udałem się na miejsce wypadku drogowego, niewielkie boczne zderzenie, małe uszkodzenia pojazdów, wąska droga uniemożliwiająca jechanie z nadmierną prędkością. Kierowcy oczekiwali na mnie na miejscu. Zacząłem się zastanawiać, kto mógł ucierpieć w tak niewinnie wyglądającym wypadku. Okazało się, że do nowego super bezpiecznego samochodu rodzice kupili super bezpieczny fotelik, tylko zapomnieli go przypiąć do siedzenia. Po zdarzeniu fotelik wraz z dzieckiem wypadł przez szybę na jezdnię. Niemowlę z poważnym urazem twarzo – czaszki trafiło do szpitala. Wiem, wiem. Przypadek, roztargnienie, stało się. Ale ja tego nie zrozumiem. Ta mała istotka sama o siebie nie zadba a my jako rodzice pamiętajmy, nie mamy żadnego marginesu błędu! Przyjrzyjmy się innym roztargnionym rodzicom. Przyjeżdżam do wypadku. Na miejscu widzę zapłakanych rodziców nad ciałem swojego dziecka. Wypadek zaistniał na małej uliczce przy niewielkiej prędkości, tylko że myślenie i rozsądek ktoś dorosłym wyłączył. Matka przewoziła dziecko na przednim siedzeniu na kolanach. Po zderzeniu z innym pojazdem wystrzeliły poduszki powietrzne. Ciało dziecka znajdowało się zbyt blisko wystrzelonej z ogromną siłą poduszki Skutkiem czego maluch miał złamany kręgosłup i obrażenia wewnętrzne = śmierć na miejscu.
Nasze pociechy dorastają i idą do szkoły. Niewiele się tam dowiedzą o zagrożeniach czyhających na drodze. Liczą na nas, ale dorośli sami niewiele wiedzą. To czego mogą nauczyć? Trudno powiedzieć gdzie na nasze dzieci czekają większe zagrożenia: w mieście czy na wsi? Myślę, że choć zagrożenia są różne, to w równym stopniu bardzo niebezpieczne. W mieście dzieci najczęściej bawiąc się potrafią wbiec lub wjechać na rowerze bezpośrednio z chodnika pod nadjeżdżający samochód. Jak można mieć pretensje do dzieci, jeśli sami rodzice nie wiedzą, że przez przejście dla pieszych nie wolno przejeżdżać na rowerze, mimo zielonego światła. Trzeba zejść z roweru i przejść. Można przejechać tylko wtedy, gdy przez jezdnie jest wyznaczona ścieżka rowerowa. Mimo naszych upomnień w wakacje prawie codziennie dochodzi w każdym mieście do kilkunastu wypadków z naszymi dziećmi. Za miastem dzieci potrafią bawić się przy bardzo ruchliwych drogach lub spacerować wzdłuż niech, nie wiedząc często po której stronie iść zgodnie z przepisami. Często nie posiadają również żadnych odblasków na tornistrach lub na ubraniach.
Nadchodzi Komunia Święta no i się zaczyna ,,zastaw się a postaw się”, skuter czy qład. Dzieci nie umieją jeździć na rowerze, a my wsadzamy je w pojazdy mechaniczne, często z mocnym silnikiem. Z roku na rok przybywa wypadków związanych z prezentami komunijnymi. Pomyślmy przed zrobieniem takiego zakupu o jego konsekwencjach. Nikt naszych dzieci w sposób należycie uporządkowany i profesjonalny nie przygotowuje do tego, żeby byli dobrymi uczestnikami ruchu drogowego w zależności od wieku. I tak nasze zacofanie komunikacyjne pogłębia się z pokolenia na pokolenie i nie umiemy się ustrzec od czyhających na nas zagrożeń takich jak opisane między innymi we wstępie. Nasza pociecha dobiega lat osiemnastu i udaje się na kurs prawa jazdy. Szybki kurs prawa jazdy plus zaniedbania w szkole doprowadzają później do tragicznych statystyk, gdzie młodzi ludzie powodują wypadki najtragiczniejsze. Jeżeli uda im się jednak przejść ten trudny okres młodości, nasze dzieci same mają dzieci i cykl życia na polskich drogach zaczyna się od nowa w coraz większej niewiedzy i patologii drogowej, bo dostępność do pojazdów jest coraz prostsza. Tylko szybkie wprowadzenie obowiązkowego wychowania komunikacyjnego zbliży nas do wysoko rozwiniętych motoryzacyjnie państw zachodnich.
asp. Piotr Szymański