Wczoraj spotkałam kobietę, przez która kilka lat temu wiele wycierpiałam...Temat jest już zamknięty, ale zawsze jak ją spotkam tamte wydarzenia wracają i przez kilka dni mam złe samopoczucie. Pamiętam, ze wtedy zadawałam sobie pytania: W czym ona jest lepsza? Co ma takiego, co mi brakuje?..Ani figury specjalnej, ani urody (wg mnie i moich ocen na tamta chwilę). Tu i ówdzie nadmiar kilogramów też był...
Tamten zły okres minął, wszystko dobrze się poukładało, a moje problemy teraz skupiają się raczej na moich gabarytach...
niestety wczoraj na nią wpadłam i...wybałuszyłam oczy! Szczupła, piękna i zadbana kobieta. Nie mam co udawać, ze jest inaczej!
A ja? Jeszcze bardziej poczułam ciężar swojego ciała. moja fryzura...właściwie nią nie jest, tylko jakąś stertą sterczących kłaków, z którymi nie mogę sobie poradzić...mimo słonecznego lata jestem blada jak córka młynarza, albo przynajmniej jego sąsiadka.
Przyznaję, że załapałam dół i ponownie postanowiłam się odchudzać...Dochodzi 6:00 rano i mój zapał póki co nie ostygł. Na dziś również jestem umówiona do fryzjera...Wreszcie! Mam nadzieję, że nic planów fryzjerskich nie zmieni...
I cały czas mam przed oczami tamtą...Musi minąć kilka dni i mam nadzieję, że zapomnę...Przez ten czas, niech jej obraz motywuje mnie do zrobienia czegoś pozytywnego ze sobą.
Zamknij