Trafiłem tu z google i chociaż pewnie nie zostanę na dłużej chciałbym opisać coś co mnie ostatnio spotkało i sam nie wiem jak to do końca wyjaśnić.
Zacznę dość dziwnie stwierdzeniem że jestem osobą wierzącą ale hmm... rzadko chodziłem do kościoła, zaniedbywałem trochę duchowe relacje.
Kilka dni temu miałem sen który wyglądał mniej więcej tak:
Późną porą ( noc/wieczór ) siedziałem z rodziną w kościele. Byłem taki raczej nie ogarnięty w czapce, z potarganymi włosami czego staram się unikać. Tak mi się wydaje ale ludzie którzy przyszli do kościoła też byli tak jakby oderwani od pracy czy normalnej codzienności. Bardzo skupieni i pogrążeni w modlitwie. W pewnym momencie z konfesjonału wychodziły dwie postacie P. Jezus i M. Boska (postacie identyczne jak na obrazach) Zobaczyła je prócz mnie tylko jedna osoba nikt więcej. W pewnym momencie podszedł ksiądz z komunią i niemal na siłę mi ją wpakował do ust. A ja spojrzałem przez okno w niebo i zauważyłem tak jakby sporo spadających gwiazd (wyglądały tak jak normalna spadająca gwiazda na niebie tylko było ich wiele) Można powiedzieć że przypominały pociski wystrzeliwane przez samoloty podczas II wojny światowej. niedługo po tym ujrzałem "grzyb atomowy" albo coś podobnego, poczułem pierwszą falę, promieniowanie, ciepło zniszczenia i obudziłem się.
Apokalipsa? obecne niezbyt pokojowe relacje między Rosją a USA spowodowane przejęciem Krymu?
Nie mam pojęcia, sen był tak prawdziwy że nie zasnąłem już tamtej nocy. Nie chce już niczego wtrącić od siebie bo wygląda to dość nieprawdopodobnie.
Postanowiłem jednak pójść dziś do kosicioła tak pierwszy raz od chyba świąt B. narodzenia i o dziwo na kazaniu ksiądz mówił o człowieku który właśnie przyszedł do spowiedzi po 40 latach ponieważ właśnie miał sen w którym objawiła mu się M. Boska i kazała iść do spowiedzi.
Czegoś tak niezwykłego w życiu nie doświadczyłem, zbieg okoliczności? doprawdy niezwykłe!
Wolałem napisać o tym gdzieś neutralnie np. tutaj i nie mówić o tym nikomu aby nikt nie patrzył na mnie jak na świra