Mój plan na tegoroczne Walentynki to...starania, żeby jakikolwiek plan wypalił
. A tak całkiem serio. Przy dwójce dzieci, z których jedno chodzi spać o 21.30, a drugie usypia przy cycu i budzi się "kontrolnie" co 1,5 godziny - trudno coś zaplanować, co najwyżej można sobie pomarzyć. A ponieważ żadna ze mnie romantyczka i marzycielka, tylko twardo stąpająca po ziemi realistka, dlatego nie będę bujać w obłokach i domagać się od życia kolacji przy świecach albo romantycznej wycieczki we dwoje np. do Paryża. Chciałabym tylko, żeby ten dzień był mniej zaganiany, bez nerwów, że znowu trzeba biegiem do przedszkola, że synek ciągle chce być pół dnia na rękach, że mąż znów późno wrócił z pracy, itp, itd. Dlatego mój plan na Walentynki to mniej nerwów, a więcej uśmiechu i czułości. Wiem, brzmi banalnie, ale w tym pośpiechu i codziennej krzątaninie zdarza się nam o sobie wzajemnie zapomnieć, o tym, czego pragnie drugie z nas i przede wszystkim, jak bardzo ważni jesteśmy dla siebie.
Dlatego też w Walentynki jak Mąż wróci z pracy, to wieczorem siądziemy sobie na kanapie, przytulimy się do siebie i może uda nam się chociaż godzinkę spędzić tylko we dwoje. A jak się nie uda, bo córka dopiero uśnie, a synek już się obudzi, to trudno. Najważniejsze, żebyśmy wiedzieli, że ciągle jesteśmy dla siebie najważniejsi, że się kochamy (w miarę upływu lat coraz bardziej). Żebym w Jego oczach widziała, że dalej jestem najpiękniejsza i najatrakcyjniejsza, a On w moich niech zobaczy ten sam zachwyt co kilkanaście lat temu. Żebyśmy uważnej się sobie nawzajem przyjrzeli i zobaczyli to, co przecież zawsze widzieliśmy, tylko ostatnio jakby mniej wyraźnie.I to właśnie jest cały mój plan. Szampana pić nie będziemy (ja nie mogę, mąż sam nie będzie), czekoladki odpadają bo nie przepadamy, więc...będzie herbatka. Brzmi jakby to pisała jakaś babcia
, ale specjalnej oprawy nie potrzebuję. Mnie w zupełności wystarczy poczucie spokoju i szczęścia z Nim u boku. No, może jakaś jedna róża nie zaszkodzi
.