Szymuśko to mnie do łez potrafo rozśmieszyć ale i rozczulić. Mąż go nauczył, że jak mama się denerwuje, to trzeba ją w usta pocałować :) No i jest tak, że jak tylko mnie czymś zdenerwuje i ja zmienię ton głosu na bardziej donośny, mały od razu leci mnie całować :)
A z śmiesznych sytuacji to nasuwają mi się na myśl dwie z zeszłego tygodnia.
Pierwsza z nich: Szymuś nasz kochany uwielbia kamyki. Wszędzie gdzie je widzi, no mus jest zabrać choć kilka. I nieważne, czy kamyki są w doniczce w restauracji, czy na placu przed sklepem, czy w jakimś innym miejscu, zawsze zabiera kilka ze sobą. Muszę teraz pamiętać, żeby przeglądać jego kieszenie przed włożeniem ubrań do pralki, bo pewnikiem jest, że pełno w nich skarbów. Szymuś nie rusza się też bez swojej (kiedyś mojej) torebki. Takiej malutkiej, dosłownie na portfel, telefon i klucze. No i mały pcha tam zawsze te swoje kamyki... Ostatnio z Mężem rozmawialiśmy na temat budowy... Grząsko mamy przed domem, jak popada to się nie da tam autem wjechać, bo można się "utopić". No i wymyśliliśmy, że trzeba nakupić kamienia i w niedalekiej przyszłości zrobić tam jakiś podjazd. Szymon jak usłyszał, że trzeba kupić kamieni, spoważniał i ucieszony poleciał po swoją torebkę krzycząc: "tato, tato, ja mam, kamytki, mam". I przyniósł Mężowi dwie garście kamyków. Uśmialiśmy się do łez. Teraz jak mały zbiera kamienie, to mówi, że na "odjaźd" zbiera
Druga sytuacja. Mamy tu taki mało uczęszczany pokój, gdzie wyniosłam wszystkie swoje większe kwiaty "podłogowe", bo Szymciur żyć im nie dał. Stoi tam też komputer i drukarka. Szymuś do tego pokoju wstępu nie ma i nawet w miarę się słucha. Ostatnio poszłam tam coś wydrukować, Szymuś wlazł tam za mną. Ja zajęłam się czytaniem pisma, co miałam wydrukować, czy aby błędó żadnych nie ma, a Szymuś ukradkiem obskubał mi pół szeflery :/ Zwróciłam mu uwagę (delikatnie mówiąc), że tak nie wolno a mały podbiegł do mnie i z pretensjami mówi do mnie: Ty tu nie pać, ty tu citaj, tuuu" i pokazuje na monitor. Jednym słowem nie interesuj się matka co ja tu robię, czytaj sobie, co masz czytać ;)
A dzisiaj też śmieszna sytuacja, pisałam o tym już na forum.
Szymuśko wygrzebał z szafy jakiś zasilacz, oplątał nim swoją zabawkę - pana na motorze - zaczął ciągnąć za kabelek i krzyczy do mnie" "Mamusia, na pont jedzie, na pont". Moje pomysłowe dziecko zrobiło sobie zabawkę na prąd ;)