Ostatnio spotkalam sie z kolezanka. W jej bloku, w klatce obok mieszka kobieta ma 5 dzieci. Ojcem calej piatki jest ten sam mezczyzna, ale matka dzieci nie jest z ojcem, Nie mieszkaja razem. Laczy ich fakt posiadania dzieci. Najstarsze ma 18-nascie lat najmlodsze jest w bodajze 3 klasie podstawowki. Dzieci sa na tyle duze, ze ich matka moglaby spokojnie isc do pracy. Kazdy tak pewno pomysli, ale...
Matka wyszla z zalozenia, ze nie pracuje i jest samotna matka ma wiecej od panstwa, niz jakby pracowala i miala za to utrzymac dzieci. Najstarszemu synowi 18-nastoletniemu zrobila awanture, ze zrezygnowal z edukacji i poszedl do pracy. Uzasadnila to tym, ze teraz przez niego traci duzo dodatkow na wielodzietna rodzine i ze jak on sobie to wyobraza. Przy czym syn argumentuje swoja decyzje takimi oto slowami "Ale to nie ty na mnie lozylas cale zycie tylko opieka spoleczna". Po czym matka mowi mu: "Dobrze to jak pracujesz dorzucaj sie do budzetu domowego." Na co on argumentuje to tym samym zdaniem co wyzej.
Moja pytanie brzmi: Jak wy oceniacie taka postawe matki i podejscie do sprawy. Odpowiedzialnosc za posiadanie dzieci( jak dla mnie przy drugim dziekcu powinna poprzestac, wiedziala jaki jets ojciec dzieci) i ich utrzymanie. Druga kwestia czy syn mial racje argumentujac matce swoje stanowisk.Czy zachowal sie wobec matki nie fair?