Historia mojego niepełnosprawnego kuzyna i jego rodziny.
Wójek jest z zawodu listonoszem,Mama chłopca opiekuje się nim od narodzin.Wszystko zaczęlo sie od narodzin kiedy to maluszek wypadł jednej z pielęgniarek.Nikt na początku nie wiedział,że wszystko potoczy się tak a nie inaczej.Mama wraz z Tatą na początku małżeństwa mieszkała u Teścia a do cioci miała doslownie dwa kroki.Często się widziały,rozmawiały.Pewnwgo razu Mama zaobserwowała u noworodka dziwne ruchy,nie takie normalne.Dziecko zwijało się w tzw.pajączka.Rodzice małego pojechali z nim na badania okazało się,że nie będzie mógł chodzić a także,że ma problemy rozwojowe.I tak też jest do dzisiaj Chłopak nie chodzi,ale za to jest tak mądrym i fascynująco szczęśliwym człowiekiem.Oczywiście w życiu takich ludzi nie kończy się na tylko jednej chorobir,przypadku.Pewnego dnia Matka musiała na chwilkę wyjść z domu Ojciec był w pracy,ktoś musi zarabiać na utrzymanie 6 osobowej rodziny.Chłopak sam został w domu dosłownie na chwilkę.Jedyne co może,żeby gdziekolwiek sie dostać to raczkowanie.I właśnie wtedy raczkował do łazienki gdy zgasł piecyk gazowy,który postanowił podpalić...Udało się,ale ogień buchnął w jego stronę i ubrania zaczęły się palic.Wpadł w panikę,zaczął krzyczeć,próbował w jakiś sposób ugasić płomien na ubraniu...Po chwili weszła Mama,ale ubrań prawie nie było...;(
Szybko wezwano pogotowie,został przewieziony do szpitala z dala od domu.Leżał w nim jakieś pół roku.Przeszedł szereg operacji.Po jednej z nich jedna z rak została bardzo zniekształcona.Pomyslałam,że to jeszcze bardziej mu zaszkodziło.Nie dawno goscili na weselu siostry.I radość jaką widzi się w jego oczach sprawiała mi pgromny ból i smutek...Bo wiem,że gdzieś w głebi jego serca jest smutek i strach przed jego przeszłością.Jego rodzice są bardzo silnymi ludźmi.Ojciec ma w sobie taki spokój...Ja chyba nie potrafiłabym tak żyć ;(
Ja tę rodzine bardzo podziwiam.Miesięcznie wydają masę pieniedzy na maści potrzebne do kuracji ran pooparzeniwych.Czasami myślę,że gdybym miała full pieniędzy chciałabym pomóc własnie im.Kiedys w szkole zorganizowano zbiórkę pieniedzy na wyjazd Brata do sanatorium.Może wiele tego nie bylo,ale było.Jakaś część,która w pewnym stopniu umozliwiła wyjazd ;)
Pieniądze są nadal potrzebne...Ale wiem,że ta radość i rodzinna siła kiedyś przyniesie im wiele dobrego.Nie każdy ma w sobie tyle radosci.Ci,którzy mają wszystko narzekają,że cos im nie pasuje.A tym czasem mają
zdrowie to co najważniejsze.