Blog anormalnyKategorie: Polityka, Religia Liczba wpisów: 99, liczba wizyt: 7451629 |
Nadesłane przez: Bartt dnia 24-08-2010 09:38
Tutaj źródło tekstu.Im silniej lewica atakuje Kościół, tym bardziej ujawnia swój podstawowy problem, jakim jest zdrada ideałów lewicowych. Zdrada ta w okresie komunistycznym była oczywista, rządy uciskały naród, dławiąc wszelki sprzeciw brutalną siłą.
Wydawało się, że po odzyskaniu wolności w 1989 r. podstawowy problem, przed jakim stanie lewica, to odbudowanie swojej wiarygodności. Nic bardziej mylnego. Postkomuniści skupili się na tworzeniu nomenklaturowych spółek i stali się głównymi beneficjentami przemian w sferze ekonomicznej. Antyklerykalizm lewicy wynika nie tylko z powodów światopoglądowych. Kościół w Polsce jest dla niej wyrzutem sumienia, podejmuje bowiem konkretne działania w sferach, o których lewica tylko mówi, ale nic nie robi. Jeśli lewica słusznie zwraca uwagę na dramat samotnych kobiet z dziećmi, to Kościół otwiera ośrodki dla tych matek, obecnie jest ich ponad 30. Podmioty kościelne prowadzą ponad tysiąc placówek zajmujących się osobami bezdomnymi, bezrobotnymi, starszymi, chorymi, w tym narkomanami i zarażonymi AIDS, czy ratują prostytutki. To zaangażowanie Kościoła na rzecz potrzebujących oraz „wykluczonych” powinno być wielkim wyrzutem sumienia polskiej lewicy, która nie podjęła wobec tych ludzi żadnych działań. Nawet nieruchomości czy środki uzyskiwane przez podmioty kościelne w ramach tak zaciekle atakowanej przez lewicę Komisji Majątkowej idą przede wszystkim na otwieranie różnego rodzaju dzieł pomocy. Być może skala zdrady wobec ludzi, którzy powinni być przedmiotem zainteresowania lewicy, jest miarą nienawiści, jaką przejawia wobec Kościoła. Polskie doświadczenie pokazuje, że jedynie środowiska związane z Kościołem podejmują realną pracę na rzecz ludzi potrzebujących. Przecież nie przypadkiem największy ruch skupiający ludzi pracy i formułujący postulaty socjalne, czyli „Solidarność”, był głęboko związany z Kościołem.
Nadesłane przez: Bartt dnia 20-08-2010 23:29
Dużo pisałem o sprawach wiary i Kościoła. Jednak zazwyczaj było to moje własne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość, pokazywanie palcem tego, co uważam za złe. Czegoś mi tu brakowało. Brakowało modlitwy. Współczesne chrześcijaństwo nie może sprowadzać się do ciętej riposty na bzdury, którymi nie raz karmi nas świat, na samą walkę o dobrą sprawę. Do tego wszystkiego potrzeba modlitwy, która zawsze powinna być punktem wyjścia do dalszego działania. Jakiś czas temu koleżanka podesłała mi ciekawy tekst o. Anselma Grűna OSB z jego książki "Modlitwa jako spotkanie". O milczeniu i ciszy. Niby banał, ale jak przychodzi co do czego i człowiek zasiada w prawdziwej ciszy, to przynajmniej ja zaczynam się czuć lekko nieswojo, niekomfortowo. To mija, ale na początku mam zawsze wrażenie, jakby mnie ktoś wyjął ze świata i posadził gdzieś daleko, poza nim. Podesłany mi tekst opisywał potrzebę modlitewnej ciszy, podstawowe reguły rozeznawania i modlitwy. Pod jego wpływem, opierając się na spostrzeżeniach o. Anselma, napisałem swoje przemyślenia nt. modlitwy. Ostatnio było jej stanowczo za mało.
Modlitwa, to nie czas w którym mamy przekonać Boga do naszych własnych planów – modlitwa to czas na to, aby Bóg przekonał nas do Swojego planu. – ale jak Go usłyszeć?
„Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz Mu o swoich planach” powiedział Woody Allen. A na śmiechu to on się zna. W tym stwierdzeniu jest sporo racji. Bardzo często tak właśnie wygląda nasza modlitwa. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby prosić Boga o wiele rzeczy – zdany egzamin, uleczenie z choroby, znalezienie pracy. Ta ufność jest piękna i bardzo potrzebna, przecież sam Jezus mówił nam, żebyśmy prosili, a otrzymamy. I teraz prosimy Boga o zrealizowanie naszego pomysłu na życie – a pomysły zwykle mamy piękne. Chcemy żyć uczciwie, być blisko Boga, w szczęściu. A Pan Bóg zdaje się milczeć… Uczono nas, że modlitwa to rozmowa – a często mamy wrażenie, że to monolog. Mówimy i mówimy…
Milczmy, żeby słuchać.
Powiedzmy Bogu to, co nam leży na sercu. I nie kombinujmy, gdy zaczyna nam brakować słów. Nie bójmy się, że o czymś zapomnieliśmy. Ważne, żebyśmy nie traktowali Boga tylko jak słuchacza, który nie ma pojęcia o tym, co się u nas dzieje. On wie znacznie więcej niż my. I ma wiele do powiedzenia. Tylko dajmy Mu szansę.
Na jednych z rekolekcji oazowych moderator powiedział nam, że „modlitwa, to nie czas w którym mamy przekonać Boga do naszych własnych planów – modlitwa to czas na to, aby Bóg przekonał nas do Swojego planu”. Tylko jak Go słuchać? Przede wszystkim – nie bójmy się milczenia. Mimo, że może ono wprawiać nas w zakłopotania, być niekomfortowe – potrzebujemy ciszy aby usłyszeć Boga. Wsłuchajmy się we własne myśli. Psycholog powie nam, że pochodzą one z naszej nieświadomości, jednak o. Anselm Grun OSB pyta się dalej: dlaczego te myśli przychodzą właśnie teraz? Dlaczego to właśnie te myśli? Na te pytania psycholog już nie odpowie. Te myśli mogą pochodzić od Boga – czy to nie niesamowite, że nagle słyszę, jak sam Bóg mówi do mnie? Nie mamy jednak pewności, czy dana myśl pochodzi od Boga. Są trzy źródła myśli – te, które pochodzą od nas samych, te pochodzące od Boga i takie, które pochodzą od demonów. Jak je rozróżnić? Po owocach. Te pochodzące od złych duchów wprowadzają niepokój, lęk, często agresję. Myśli, które wynikają z naszej podświadomości często nas rozpraszają i są powierzchowne. Myśli, przez które mówi do nas Bóg napełniają nas spokojem, często dla nas zaskakującym, rozluźniają i wyciszają.
Na modlitwie powinniśmy uważać. O. Grun ostrzega, że złe duchy potrafią podszyć się pod Boga i serwować nam pozornie pobożne myśli i dobre pragnienia. Na przykład możemy uświadomić sobie, że coś źle zrobiliśmy, że powinniśmy pracować nad sobą – i zaczynamy się tym zadręczać, rozpraszamy się i oddalamy od Boga. Te „myślne” oskarżenia najpewniej pochodzą od demona, bo Bóg chce, żebyśmy raczej skupili się na Jego miłosierdziu niż na użalaniu się nad sobą. Dlatego modląc się bądźmy czujni i starajmy się rozeznawać, czy mówi do nas Bóg, czy ktoś zupełnie inny. Bóg zawsze daje pokój i wewnętrzną radość.
Podjąć decyzję
Słuchanie Boga i rozeznawanie tego, co słyszymy, ma duże znaczenie gdy modlimy się o podjęcie dobrej decyzji. Wówczas bardzo często do głosu dochodzi nasze ego, które często podpowiada nam najbardziej pobożne rozwiązanie. Ale pamiętajmy, że nie wszystko, co pobożne, od Boga musi pochodzić. On ma swoje plany. O. Anselm podaje za przykład modlitwę młodego człowieka o rozeznanie powołania – małżeństwo, a może kapłaństwo/zakon? Istnieje niebezpieczeństwo, że jego ego będzie podpowiadało zakonną drogę, a wszelkie wątpliwości będzie tłumił prosząc Boga o siły i wytrwałość. W ten sposób może dokonać złego wyboru. Warto wyciszyć się i wyobrazić, jak moje życie mogłoby wyglądać za 5, 10 czy 20 lat? Czy za 20 lat będę szczęśliwy jako ksiądz? A może bardziej widzę siebie w roli męża i ojca? Jakie uczucia mi towarzyszą? Czy wyobrażając sobie siebie jako zakonnika czuję pokój? A może mam nieodparte wrażenie, że będę nieszczęśliwy. Porównując własne odczucia, kierujmy się tym, które napełnia nas większym pokojem i wewnętrzną radością. Bóg nie bawi się w logiczną argumentację, negocjacje – uderza prosto w serce, w najintymniejsze odczucia.
Metanoia – gotowość na nawrócenie
Czasem nawet przy czystym sercu i gorącym pragnieniu Bóg milczy. W ten sposób daje nam do zrozumienia, że jeszcze nie czas na decyzję. Bez obaw – Bóg sam wie, kiedy ten czas przyjdzie. Musimy długo wsłuchiwać się w ciszę – tak Bóg uczy nas cierpliwości i słuchania. Pamiętajmy o słowach św. Augustyna: „Ten jest najlepszym moim sługą, komu nie tyle na tym zależy, aby usłyszeć od ciebie to, czego by chciał, ile raczej na tym, by chcieć tego, co od ciebie usłyszał”.
Nawet gdy długo nie potrafimy odczuć Boga, nie zniechęcajmy się – On jest obecny ale nie objawia się nam. O. Grun pisze, że wytrzymać nieobecność Boga, oznacza stanąć przed Nim ponownie w prawdzie, porzucić własne wyobrażenia i odkryć zupełnie innego Boga. Jesteśmy zdani na Boga – spotkanie z Nim jest Jego decyzją.
Zapraszam na Orle Pióro.
Nadesłane przez: Bartt dnia 18-08-2010 11:25
Art. 10. 1. Zakazane jest przesyłanie niezamówionej informacji handlowej skierowanej do oznaczonego odbiorcy za pomocą środków komunikacji elektronicznej, w szczególności poczty elektronicznej. 2. Informację handlową uważa się za zamówioną, jeżeli odbiorca wyraził zgodę na otrzymywanie takiej informacji, w szczególności udostępnił w tym celu identyfikujący go adres elektroniczny. 3. Działanie, o którym mowa w ust. 1, stanowi czyn nieuczciwej konkurencji w rozumieniu przepisów ustawy, o której mowa w art. 9 ust. 3 pkt 1.
Art. 4. 1. Jeżeli ustawa wymaga uzyskania zgody usługobiorcy, to zgoda ta: 1) nie może być domniemana lub dorozumiana z oświadczenia woli o innej treści, 2) może być odwołana w każdym czasie. 2. Usługodawca wykazuje uzyskanie zgody, o której mowa w ust. 1, dla celów dowodowych.