Tego co się u mnie w pracy dzieje, nie da się inaczej opisać. Niestety, my możemy zgłaszać, prosić, ewentualnie słać maile, żeby ktoś nas zauważył i pomógł. Niestety, póki co nikt specjalnie się nami nie interesuje, chyba, ze trzeba opierdolić (przepraszam, musiałam dosadnie). I obrywamy z każdej strony. Kierownik jedzie do nas od dwóch dni i dojechać nie może.
Nowy pracownik się nie doczekał i raczej podziękuje. Szkoda, bo wydaje sie być w porządku i chłopakom na pewno by pomógł, ale nie ma z kim gadać.
Dziś więcej dowiedziałam się o swoich obowiązkach i przyznam, ze jest tego trochę.
w tej chwili trudno mi to ogarnąć, bo się uczę i wszystko na raz pojąć nie daję rady, ale myślę, że z czasem będzie lepiej. Gorzej, ze sezon się zbliża czyli niezły sajgon się zapowiada. Oby nadgodziny nie stały się wtedy normą.
Dziś skończyłam normalnie o 16:00, pojechałam po smyka, a on był tak zabawiony, ze przez dziesięć minut nie reagował za bardzo na moja osobę.
Jak "zaskoczył" to sie poprzytulał, ale babci tez pilnował, żeby mu z horyzontu na zbyt długo nie zniknęła :))
Cieszę się, ze tak się dogadują i po mamie widzę, że mimo zmęczenia, cieszy się obecnością wnuka. Natomiast do dziadka Smyk ma dystans, zresztą dziadek, też sztywnieje i nie bardzo wie jak ma się z nim bawić. I przez to zachowuje się trochę sztucznie.
Dajmy chłopakom czas:))
Zamknij